Analityczny umysł, otwarta głowa, gotowość na zmiany i wyzwania. Do tego temperament sportowca i dusza podróżnika, który uwielbia odkrywać świat, nie idąc na skróty.
Współpracownicy mówią o nim, że wie, czego chce i potrafi to wyegzekwować. Do celu nie idzie jednak za wszelką cenę. Swojej kariery zawodowej nie wiązał też z farmacją. Od małego mówił, że zostanie dyrektorem kopalni. Po studiach zaczął nawet zawodowe życie „na kopalni”, ale szybko porzucił państwowy biznes i założył swoją firmę. Dlaczego? Poznajcie historię Dariusza Kucowicza.
– W mojej rodzinie jedna połowa z nas związana była z przemysłem górniczym, a druga, głównie w rodzinie Taty, z medycyną lub chemią. Biologia – mówiąc delikatnie – nie była tym, co mnie pociągało. Ale za to matematyka i fizyka to był mój świat! Dlatego pójście na studia na Akademię Górniczo-Hutniczą było dla mnie naturalną koleją rzeczy. Wychowałem się na Śląsku i sądziłem wtedy, że całe swoje życie zawodowe spędzę w górnictwie – opowiada Dariusz Kucowicz.
Tak się jednak nie stało. Skończył studia i nawet zaczął pracować „na kopalni”. To była KWK Ziemowit, początek lat 90. XX wieku. – Czas zmian w Polsce, rządy Tadeusza Mazowieckiego, początki liberalizmu, powiew wolności nie tylko w gospodarce, i ja pełen ideałów! Ugruntowanych nie tylko w trakcie pięciu lat studiów w Krakowie, ale także – a może przede wszystkim – dzięki ponad rocznemu pobytowi w Stanach Zjednoczonych – wspomina Dariusz Kucowicz.
Już po kilku miesiącach pracy w KWK Ziemowit wiedział, że nie chce pracować w państwowej firmie.
– Filozofia prowadzenia takiego przedsiębiorstwa była dla mnie trudna do zrozumienia. Wszystkie moje ideały, jakie przywiozłem ze sobą do Polski, wszystko to, czego nauczyłem się na studiach i co było przedmiotem długich akademickich dywagacji, stopniowo upadało w zderzeniu z rzeczywistością. Miałem wrażenie, że każdy następny miesiąc będzie stratą czasu – wspomina prezes Investcare.
W USA Dariusz Kucowicz spędził ponad rok. Wziął urlop dziekański po czterech latach studiów na AGH.
– Umówiliśmy się z przyjaciółmi, że każdy z nas wyjedzie po nowe doświadczenia, a później wrócimy na piąty rok studiów. Byliśmy młodymi ludźmi ciekawymi świata, jakiego nie znaliśmy. Rozjechaliśmy się zatem: jedni do Wielkiej Brytanii, inni do Niemiec, niektórzy do USA – opowiada.

Uczciwość i zaufanie, czyli lekcja życia
Dariusz Kucowicz wspomina, że mimo iż wcześniej wiele podróżował z rodzicami po Europie, to gdy przyleciał do Stanów, przeżył szok kulturowy. – Wysiadłem na lotnisku O’Hare i musiałem już liczyć wyłącznie na siebie. To była dla mnie lekcja życia. Lata, które spędziłem w liceum i na studiach, dały mi podstawową wiedzę i możliwość obcowania z ludźmi mądrzejszymi ode mnie. Natomiast pobyt w Stanach dał mi pewność, że sam sobie poradzę w każdej sytuacji i nauczył reguł postępowania, których nie znałem – wspomina.
– Pracując w USA zauważyłem, że tzw. cwaniactwo dyskwalifikuje człowieka w biznesie i życiu. W Polsce – niestety – było postrzegane jako „zaradność” lub „spryt”. Dość szybko musiałem nauczyć się, że standardy uczciwości i prawdomówności są tu inaczej rozumiane. To co mówimy jest tak samo ważne, jak to co parafujemy własnym podpisem. Na tym właśnie, przynajmniej 30 lat temu w USA, oparte były reguły komunikacji pomiędzy ludźmi. W zestawieniu z naszym polskim brakiem wzajemnego zaufania i koniecznością potwierdzania wszystkiego poprzez niezliczone ilości dokumentów, było to dla mnie największym kulturowym szokiem – podkreśla Dariusz Kucowicz.
W praktyce przekonał się o tym w wielu sytuacjach. Na przykład wtedy, kiedy korzystał ze stołówki pracowniczej, gdzie nie było sprzedawcy, tylko w pomieszczeniu stały towary, a obok nich koszyk na pieniądze. I zawsze wszystko się zgadzało. – O tym, że uczciwość jest najważniejsza, przekonałem się też wtedy, kiedy zdawałem egzamin teoretyczny na ratownika wodnego. Pomimo całkowitej swobody zachowania, nikt nawet nie próbował ściągać. Natomiast kiedy miałem nieuregulowaną opłatę rejestracyjną w mojej Hondzie, policjantowi wystarczyło słowo, że to zrobię, zamiast kopii przelewu – wspomina prezes Medicare.
Takich sytuacji w codziennym życiu, kiedy u podstaw relacji leżało wzajemne zaufanie, było wiele. – Jeśli się nad tym chwilę zastanowić – to przy założeniu, że zachowujemy taką postawę na co dzień, a nie od święta i potrafimy odcedzić to, co nazywamy potocznie cwaniactwem – wszystko nagle staje się mniej skomplikowane. Właśnie w czasie pobytu w Stanach zostałem „zainfekowany” tymi wartościami. Dlatego, kiedy zaczynaliśmy tworzyć Medicare, gdy budowaliśmy nasz bardzo młody wówczas zespół, dbaliśmy o to, aby nasz biznes, relacje wewnątrz firmy oraz relacje z naszymi partnerami, były oparte na zaufaniu. To ma swoje implikacje do dzisiaj, gdyż nie da się ustawić na sztandarach zaufania, jeśli u podstaw nie leży uczciwość – podkreśla Dariusz Kucowicz.
Hondą po Stanach, czyli co łączy „Japończyka” z Komarem

Na zakończenie przygody życia w Stanach – kiedy w Chicago w drugiej połowie września woda była już na tyle zimna, że praca w roli ratownika dobiegała końca – Dariusz Kucowicz postanowił wyruszyć w podróż.
– Wiedziałem, że nieuchronnie zbliża się czas powrotu na studia po ponad rocznej lekcji życia, ale nie było mi dość wrażeń. Postanowiłem więc jeszcze zobaczyć zachodnie Stany, nie mając pewności, że kiedyś tam wrócę. Nikt jednak specjalnie nie wierzył, że dojadę dalej niż do stanu Iowa, gdyż moja Honda Civic miała już ponad 10 lat. Kupiłem ją zaraz po przyjeździe do Chicago za 400 dolarów od studenta, który rozpoczynał pracę w jakiejś korporacji. Zasugerowano mu, żeby zmienił samochód, gdyż ten którym jeździł, narażał na szwank reputację firmy. Dla mnie wtedy było to cudowne auto! Nawet, jeśli jego wygląd był dla niektórych dość kontrowersyjny – wspomina z uśmiechem Dariusz Kucowicz.
I dodaje: – W Parku Narodowym Yosemite zatrzymała mnie jadącego wysłużoną Hondą policja, pytając wprost: „co tu robię ?”. Wyjaśniłem, że jestem studentem z Polski, mieszkam w Chicago i przyjechałem zobaczyć Kalifornię. Po około 30 minutach oczekiwania, policjant oddal mi dokumenty i przeprosił, że trwało to tak długo. Tłumaczył, że musiał zweryfikować w systemie to, co powiedziałem, gdyż w tym przypadku wydawało mu się to nieprawdopodobne. Zapytałem: „dlaczego”? Odpowiedz brzmiała mniej więcej tak: „jeśli ktoś ma taki samochód jak ty, to trudno uwierzyć, aby go było stać na oglądanie Kalifornii, a już zupełnie niemożliwe, abyś dojechał tym autem aż tutaj” – wspomina Dariusz Kucowicz.
Sentyment do starej Hondy ma nadal. Na biurku w siedzibie firmy stoi w ramce zdjęcie z tamtej podróży sprzed ponad trzech dekad. – Moja Honda objechała ze mną całe północne Stany: od Illinois aż do Wyoming, później przez Idaho, Utah, Nevadę, Kalifornię i Arizonę do Nowego Meksyku. Szafę miałem w bagażniku, łóżko na fotelach, a prysznic przy strumieniach, na plaży lub na tzw. truck stopach, czyli przystankach dla TIR-ów – wspomina szef Medicare. – W trakcie tej podróży ja i moja Honda nie skalaliśmy się ani razu noclegiem w hotelu lub na campingu, za wyjątkiem Parku Yellowstone, gdzie musieliśmy złamać swoje zasady. Tylko raz, już na sam koniec, w drodze powrotnej z El Paso, gdzieś w Teksasie w szczerym polu moja Civiczka potrzebowała wsparcia. Na szczęście, kiedyś samochody były prostsze niż dziś. Aparat zapłonowy Japończycy zaprojektowali bardzo podobnie jak my w motorowerze Komar 3, którego byłem szczęśliwym posiadaczem w Polsce. Dzięki temu poradziłem sobie z awarią i udało nam się razem wrócić z tej podróży – mówi z dumą Dariusz Kucowicz.
Podkreśla, że czas studiów i podróży to był wspaniały okres w jego życiu. – Dzięki tym wszystkim doświadczeniom, mogłem wejść w sposób bardziej dojrzały w dorosłe życie. Poznałem wspaniałych, ludzi z którymi do dzisiaj utrzymuję kontakt. Część z nich nie wróciła już do Polski. Większość jednak skończyła studia i rozpoczęła w Polsce życie na własny rachunek. Mieliśmy tam w Chicago taką swoją paczkę, złożoną głównie ze studentów krakowskiej AGH i warszawskiej SGH, więc decyzja, że wracamy do Polski po wielu miesiącach pobytu w Stanach, naprawdę nie była dla nikogo z nas ani łatwa, ani oczywista. To były wtedy dwa różne światy: Polska i Stany. Codziennie czytaliśmy relacje z naszego kraju w Chicago Tribune, przeważnie zamieszczane na pierwszej stronie! Mieliśmy nadzieję, że zmiany wprowadzane przez rząd Tadeusza Mazowieckiego będą trwałe, ale były to wtedy wyłącznie nadzieje, więc wracając do Polski wracaliśmy wszyscy trochę „w ciemno” – podsumowuje Dariusz Kucowicz.
Ostatecznie wrócił do Polski, skończył studia, poszedł do wojska na sześć miesięcy „jak każdy zdrowy” student, a potem – zgodnie z wcześniejszym życiowym planem – rozpoczął pracę „na kopalni” – w KWK Ziemowit.
Nowa branża do podbicia, czyli początki Medicare
Dariusz Kucowicz po ponad rocznym pobycie w Stanach nie mógł się przyzwyczaić do standardów obowiązujących na polskim rynku pracy.
– Jak łatwo się domyślić, moje doświadczenia zza oceanu i plany na przyszłość, nie konweniowały zbytnio ani z wojskiem, ani z pracą w państwowej spółce, jaką była kopalnia. Na szczęście, oprócz głowy pełnej ideałów, przywiozłem jeszcze ze Stanów ponad 20 tys. dolarów, co wtedy było w Polsce kwotą astronomiczną. Dzięki temu miałem ten komfort, że mogłem wymyślić sobie, co chciałbym w Polsce robić – wspomina Dariusz Kucowicz.

Skąd u studenta AGH pomysł, by działać w branży farmaceutycznej?
– Ktoś z dalszej rodziny prowadził aptekę, był z tej branży. Widzieliśmy wtedy, jak apteki się prywatyzują, jak zmienia się rynek i jak wielkie problemy są z kupnem leków. Były oczywiście regionalne Cefarmy, których monopol zaczął się już łamać, gdyż powstawały pierwsze prywatne hurtownie farmaceutyczne. I to wszystko, co wiedzieliśmy o branży, w którą postanowiliśmy – razem z Beatą, moją żoną – zainwestować – mówi założyciel Medicare. – Na próby praktycznie nie było miejsca. Zainwestowaliśmy wszystkie swoje oszczędności i tym samym znaleźliśmy się na biznesowej drodze jednokierunkowej. Bez biznesplanu, ale z merytorycznym wsparciem kuzynki, która pracowała w aptece. No i mieliśmy własną determinację.
Na początku lat 90. na Śląsku rynek hurtowni farmaceutycznych nie był jeszcze dojrzały, ale Medicare powstało kilkanaście miesięcy później niż konkurencja.
– Dlatego musieliśmy się trochę w tym towarzystwie rozpychać. Uczyliśmy się na własnych błędach. Mieliśmy jednak wielką frajdę każdego dnia, gdyż praca była naszą pasją. Mogliśmy sami stworzyć kulturę firmy w oparciu o to, co było i jest do dzisiaj dla nas bardzo ważne: czyli zaufanie, rzetelność i uczciwość. I mieliśmy szczęście do ludzi. Udało nam się zbudować zespół zaangażowanych młodych osób! Mając 26 lat byliśmy najstarsi w firmie. Dopiero chyba po dwóch latach pojawiła się „starsza” osoba, bo po trzydziestce. Była to nasza główna księgowa – wspomina Dariusz Kucowicz.
I dodaje: – Mieliśmy też szczęście do klientów. Z wieloma osobami współpracujemy do dzisiaj. Jeździliśmy wtedy po towar sami, a zamówienia, które realizowaliśmy w poszczególnych Polfach, mieliśmy praktycznie w głowie. Leki leżały w magazynie zaledwie kilka godzin, gdyż kluczowe przy składaniu zamówień przez właścicieli aptek były pytania: „co macie ?” i „co macie nowego ?”. Relacje międzyludzkie były dużo głębsze niż dziś. Z osobami pracującymi lub prowadzącymi apteki nie tylko prowadziliśmy interesy, ale przede wszystkim lubiliśmy się jako ludzie. Patrząc na to z dzisiejszej perspektywy, nie wiem z całą pewnością, co było wtedy ważniejsze biznes czy relacje? Z większością klientów współpracujemy nadal, już trzecią dekadę. Pewnie, że bilans musi się zgadzać, ale nie może być celem samym w sobie – podkreśla prezes Medicare i Investcare.

Jak rozpoczyna dzień Darek Kucowicz po 30 latach od założenia swojego biznesu? Pływając, bo sport ma w swoim DNA.
– Zaczynam dzień od przepłynięcia kilku basenów. To jest moja pierwsza czynność po wstaniu z łóżka. Tak robię od początku kwietnia do końca października lub do momentu, w którym temperatura wody nie spadnie poniżej 12 stopni Celsjusza. Później mamy z Beatą czas na wspólne śniadanie. Regułą jest, że nie rozmawiamy wtedy o pracy, którą staramy się zaczynać nie później niż około godziny 9.00 – opowiada Dariusz Kucowicz.
Na co dzień zarządza całą Grupą Farmaceutyczną Investcare, w której skład wchodzą: MEDI&MORE (hurtownia farmaceutyczna z usługami logistycznymi), Sieć Aptek Partnerskich 4 Pory Roku (która liczy ponad 130 placówek w Polsce) oraz biznes e-commerce, czyli portal rezerwacyjny allecco.pl. Ta ostatnia spółka dziś rozwija się najszybciej (współpracuje już z ponad 500 aptekami stacjonarnymi w kraju, oferując pacjentom bezpłatną dostawę przesyłek). Niedawno do Grupy dołączyła nowa spółka Biocanto – z linią suplementów diety i wyrobów medycznych.
Drugi i trzeci kwartał 2020 roku nie były łatwe dla firm z branży farmaceutycznej, ponieważ koronawirus mocno zmienił reguły gry na rynku.
– Jesteśmy świadkami jak COVID-19 szybko wpłynął na preferencje pacjentów, a tym samym na cały rynek. Nasze biznesy są jednak komplementarne, dzięki czemu możemy zaoferować wysoką jakość nawet w trudnych czasach – mówi Dariusz Kucowicz. – Naszym priorytetem jest rozwój Sieci Aptek Partnerskich 4 Pory Roku oraz biznesu e-commerce, czyli portalu allecco.pl, który traktujemy jako element komplementarny dla aptek stacjonarnych. Natomiast hurtownia farmaceutyczna MEDI&MORE, wraz z usługami logistycznymi, pełni funkcję usługową w ramach Grupy Investcare, i tak docelowo widzimy jej rolę w przyszłości. Specjalizujemy się w profesjonalnym przechowywaniu i przewożeniu leków zgodnie z wymogami prawa farmaceutycznego, zachowując przy tym najwyższe standardy. Hurtownia farmaceutyczna MEDI&MORE w Mysłowicach została wpisana do europejskiego rejestru hurtowni posiadających certyfikat zgodności z zasadami dobrej praktyki dystrybucyjnej (DPD). Ten certyfikat to duże wyróżnienie, ponieważ został przyznany MEDI&MORE – przez Głównego Inspektora Farmaceutycznego – jako jednej z dwóch pełnoprofilowych hurtowni farmaceutycznych w Polsce – podkreśla Dariusz Kucowicz.
Dodaje, że Certyfikat DPD jest ważny dla partnerów biznesowych firmy, gdyż potwierdza wiarygodność hurtowni, dając gwarancję dostawcom, że nie tylko procedury, ale cały proces logistyczny jest zgodny z prawem farmaceutycznym oraz wymogami stawianymi przez producentów i podmioty odpowiedzialne. – I co najważniejsze: pacjenci mają pewność, że leki kupowane poprzez nasz łańcuch logistyczny są w pełni bezpieczne. To znacząca przewaga konkurencyjna przy jednocześnie rosnącej świadomości, jaką role odgrywa transparentność i zachowanie procedur dla bezpieczeństwa obrotu lekami w Polsce i Europie – wyjaśnia Dariusz Kucowicz.
Rok temu MEDI&MORE otrzymała nagrodę, o której marzy wielu. Naczelna Izba Aptekarska – głosami farmaceutów – przyznała hurtowni MEDI&MORE niezwykłe wyróżnienie: tytuł Mecenasa Samorządu Aptekarskiego. Natomiast we wrześniu 2020 r. MEDI&MORE – jako pierwsza hurtownia farmaceutyczna w kraju – uzyskała Certyfikat Zgodności IQVIA.
– To oznacza, że nasze procedury są przejrzyste, procesy jasne, a wynikające z tego standardy raportowania zgodne ze stanem faktycznym. Decydując się na audyt zewnętrzny – jako pionier wśród hurtowni farmaceutycznych w Polsce – pokazaliśmy nie tylko, że jesteśmy transparentni, a tym samym wiarygodni dla producentów i aptek, ale także wspieramy uczciwe praktyki na rynku – dodaje Dariusz Kucowicz.
Z duszą sportowca i społecznika, czyli co się liczy w biznesie

Nie samą pracą jednak żyje Dariusz Kucowicz. Gdy ma wolne chwile – podróżuje. Najchętniej tam, gdzie nie można spotkać turystów.
– Uwielbiamy wyprawy do Azji Południowo-Wschodniej oraz na małe, greckie wysepki, na które nie docierają biura podróży. Zwykle podróżujemy z Beatą sami lub czasami w bardzo wąskim gronie najbliższych znajomych, gdyż tylko wtedy możemy decydować o tym, co i kiedy robimy – mówi prezes Medicare.
Od lat Dariusz Kucowicz jest fanem piłki nożnej (jak jego Tata) i wieloletnim prezesem klubu piłkarskiego Unia Kosztowy. W młodości regularnie uprawiał różne sporty. Poza futbolem (był akademickim mistrzem Polski w piłce nożnej z drużyną AGH Kraków), jego pasją jest narciarstwo i żeglarstwo. Żartuje, że zanim nauczył się chodzić, już dobrze jeździł na nartach (dzięki Mamie). Dziś uprawia narciarstwo pozatrasowe. Nadal też żegluje. Jest sternikiem morskim. W czasach studenckich – oprócz pasji, jaką była piłka nożna – miał inną: brał udział w załogowych rejsach morskich.
– Na mój pierwszy morski rejs zabrał mnie kapitan Mieczysław Siarkiewicz. Byłem już wtedy po pierwszym roku studiów. Płynęliśmy Carbonią do Helsinek. Był to taki jacht typu Jol. Pamiętam, jak w Zatoce Botnickiej wpadliśmy w silny sztorm. Przy pełni księżyca praktycznie co druga fala przelewała nam się przez pokład. Było nas wtedy zaledwie dwóch na nocnej wachcie: ja za sterem – przywiązany do bezan masztu, aby nie wypaść – i mój doświadczony kolega latający ciągle po pokładzie, zapięty karabińczykami. To była lekcja, po której już wszystko było łatwiejsze. Bałtyk ma to do siebie, że następuje tam szybka selekcja tych, którzy pokochali żeglarstwo, od tych którzy doznali tylko chwilowego zauroczenia – wspomina prezes Investcare.
Podkreśla, że sport i morze wyjątkowo kształtują charakter, bo dają wewnętrzną siłę, trochę pewności siebie i dużo pokory. Dodaje też, że prowadząc dużą firmę nie można jako głównego celu zdefiniować wyłącznie zysku.
Grupa współpracuje także z Uniwersytetem Ekonomicznym w Katowicach i Politechniką Śląską w Gliwicach. Od lat finansuje Młodzieżową Akademię Piłkarską Allecco, która uzyskała złoty certyfikat PZPN jako jedna z zaledwie 110 szkół piłkarskich w Polsce. Spółki grupy są tytularnym sponsorem klubu Unia Kosztowy, wspierają także klub sportowy GKS Tychy.
Największe marzenie Dariusza Kucowicza po trzech dekadach prowadzenia biznesu? – Jeszcze raz przejechać przez USA, tą samą drogą co kiedyś, tym razem jednak z Beatą! I częstszym korzystaniem z prysznica – uśmiecha się.
Trzymamy kciuki za spełnienie tego marzenia!