Joanna Besler: miała być rajdowcem

Rynek aptek ma w jednym palcu. O firmie i pracownikach wie chyba wszystko. W Grupie Farmaceutycznej Investcare dba o to, by HR miał ludzką twarz. Pracuje z nami od trzech dekad.

Rynek aptek ma w jednym palcu. O firmie i pracownikach wie chyba wszystko. W Grupie Farmaceutycznej Investcare dba o to, by HR miał ludzką twarz. Pracuje z nami od trzech dekad. A wszystko zaczęło się od ... szalonych wakacji w Ustce.

Poznajcie Joannę Besler, pełnomocniczkę zarządu ds. HR w Grupie Farmaceutycznej Investcare, która odpowiada za politykę personalną w naszych spółkach. Zapytana o swój staż pracy odpowiada z uśmiechem: – W tym samym czasie, w którym zaczęłam pracować w Medicare, poznałam mojego męża. Trzydzieści lat szybko minęło – a dwie miłości życia trwają!

Jak to się stało, że trzy dekady pracujesz w tej samej firmie?

Joanna Besler: Zaczynałam jako nastolatka. Był 1992 rok, jako absolwentka ogólniaka przyszłam do hurtowni Medicare. Przepracowałam cały lipiec – kompletując zamówienia dla aptek – aby sierpień móc spędzić w Ustce. To były wyjątkowo udane wakacje. Miesiąc nad morzem szybko minął. Wydałam tam wszystkie zarobione pieniądze, więc nie pozostało mi nic innego, jak wrócić do pracy.

Jaka była ścieżka Twojej kariery?

Jednym słowem: wyboista. Zaczynałam od przygotowywania zamówień do aptek, a potem od pracy w telemarketingu. Ówczesny prezes Medicare, który zresztą nadal jest moim szefem, osobiście dbał o to, aby wszystko działało jak należy. Na przykład dzwonił co rano do telemarketingu i sprawdzał, czy odpowiednim tonem i profesjonalnie odbieramy telefony z aptek. Nie raz usłyszałam: „Obudziłaś się już?”

Zaczynałaś pracować, gdy Medicare miało swoją hurtownię w Jaworznie. Jak zapamiętałaś pierwszą siedzibę hurtowni?

Była to ogromna hala magazynowa na terenach przemysłowych. Mieściło się w niej jedno małe biuro, które służyło za recepcję, dział sprzedaży i kasę. Wtedy, zarówno zamówienia jak i faktury, wypisywało się ręcznie, liczyło się na kalkulatorze. Dzisiaj to nie do pomyślenia.


Po kilku latach hurtownia przeniosła się do Katowic. Lubiłaś to nowe miejsce?

Tak, i to z kilku powodów. Po pierwsze, wydawało nam się takie luksusowe, w porównaniu z siedzibą w Jaworznie, choć był to tylko dom jednorodzinny z garażem i piwnicami przerobionymi na magazyn. Po drugie był tam duży balkon, który – niestety – dosyć szybko musiał zostać zabudowany i przekształcony w biura dla nowo powstałego działu zaopatrzenia.

A ten balkon…?

Był synonimem luksusu. Gdy dyżur w telemarketingu wypadał w sobotę, w biurze było pusto. Kiedy apteki nie dzwoniły, można było opalać na tym balkonie. To dopiero był bonus za pracę w weekend!

Poza tym obok tego domu, który był biurem i magazynem jednocześnie, działała rodzinna cukiernia. Zawsze kupowaliśmy tam pyszne pączki i wuzetki, gdyż nie dało się oprzeć tym niesamowitym zapachom pieczonego ciasta! Po takiej diecie szybko musiałyśmy zamienić pączki na SlimFast, który akurat był wtedy super hitem na odchudzanie. Myślę o tamtych czasach z rozrzewnieniem!

Jaki moment w Medicare wspominasz jako wyjątkowo wzruszający?

Zawsze z nostalgią myślę o zakładaniu jednej z pierwszych grup zakupowych „Apteka bliska sercu”. Pamiętam, że mieliśmy wiele fajnych pomysłów promujących tą inicjatywę i ogromną determinację. Było nawet specjalne auto, które wtedy budziło wielkie zainteresowanie na ulicach – czerwony Smart.

Jednak najbardziej wzruszające wspomnienia wiążą się z początkiem powstawania firmy, kiedy pracowało w niej niewiele osób, najpierw kilka potem, kilkanaście. Tymczasem dziś w całej Grupie jest nas prawie 500.

I pamiętam, gdy rosła nowa siedziba spółki w Mysłowicach, ponieważ w Katowicach było już za ciasno i w biurze, i w magazynie. Podekscytowani wchodziliśmy na budowę i wybieraliśmy swoje miejsca na biura, kiedy całość była jeszcze w stanie surowym. Potem razem sialiśmy trawę przed biurowcem, siedzieliśmy przy ognisku. Wraz z murami budowała się też niesamowita więź między nami.

A pamiętasz niezwykłych klientów, gdy pracowałaś jako przedstawiciel handlowy Medicare?

O tak! Na przykład jedna z pań farmaceutek umawiała się ze mną na wizytę handlową zawsze o godzinie dziesiątej wieczorem. Miała nocne dyżury w aptece i tylko wtedy dysponowała czasem. Siedziałyśmy więc razem do pierwszej czy drugiej w nocy, przy zielonej herbacie, omawiając zasady współpracy. To były czasy!

Firmowa przygoda, która utkwiła Ci najbardziej w pamięci?

Pamiętam jeden szczególny wyjazd z farmaceutami – do Grecji. Płynęliśmy promem i zwiedzaliśmy. I któregoś dnia okazało się, że prom wypłynął z portu wcześniej niż powinien, podczas gdy my zostaliśmy z grupą gości w porcie! Byłam przerażona: co robić, jak wydostaniemy się z wyspy, co powiedzą farmaceuci?

Jak skończyła się ta przygoda?

Po drobnych perturbacjach udało się zorganizować – łódkami lokalnych rybaków – pogoń za naszym promem. Do dziś mam przed oczami obrazek, gdy wejściem dla załogi, z boku promu, panie farmaceutki z walizkami wdrapują się z łódki na prom. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, choć do dziś mam dreszcze, gdy sobie to przypominam.

Podobno od dziecka chciałaś być weterynarzem?

Tak, to prawda, ale branża farmaceutyczna wciągnęła mnie na dobre. Teraz mam jednego psa – wabi się Havi. Dawniej przynosiłam do domu wszystkie napotkane zwierzęta, które potrzebowały pomocy. Mówiłam, że zostaną tylko na chwilę, a potem zostawały na zawsze. Jedynie poturbowany jeż mieszkał z nami kilka tygodni, aż wyleczony wrócił do lasu.

Myślałaś kiedyś, by zmienić pracę, nie znudziło Cię jedno miejsce?

Pracuję na rzecz kilku spółek. W ciągu 30 lat zajmowałam wiele stanowisk, ukończyłam studia i wiele szkoleń, spełniałam się na różnych szczeblach. Dlatego cała Grupa jest dla mnie jak rodzina. Tutaj znalazłam swoje miejsce w zawodowym życiu.

Na obecnym stanowisku moje doświadczenie to duży atut. Znam całą firmę od podszewki i ta wiedza jest nieoceniona np. przy planowaniu strategii personalnej czy rekrutacji. Bardzo wiele się nauczyłam, między innymi dlatego, że zawsze mogłam liczyć na szefa, który motywuje i inspiruje do ciągłego rozwoju.

Największe wyzwanie w pracy?

Uwzględnienie odmienności kulturowej i pokoleniowej pracowników. Dziś zespoły są mocno zróżnicowane wiekowo, mają inne potrzeby, prezentują inne postawy, wyznają odmienne wartości, ale łączy ich jeden wspólny cel w firmie. Pogodzenie tego wszystkiego nie jest łatwe, lecz najważniejsze to być otwartym na zmiany.

Jak odpoczywasz, łapiesz dystans do pracy, życia?

Często spaceruję z psem. Mam z nim swoje układy. Na przykład czasem oddaję mu kanapki, których nie zdążyłam zjeść w biurze. To była nasza tajemnica, dopóki mąż się nie zorientował i dostało się nam obojgu.

Ostatnio powróciłam do badmintona, mojego ulubionego sportu z dzieciństwa. Jeśli wyjazdy – to nad morze. Jurata jest dla mnie numerem jeden, bo to tam powstała wspaniała plaża dla psów! A jak nie nad Bałtyk, to Jura Krakowsko-Częstochowska i Beskidy.

I nie możemy z mężem żyć bez kina i książek, szczególnie Jeffrey’a Archer’a. Kolejna pasja, którą dzielimy, to samochody. Gdybym miała wybierać dyscyplinę sportową dla siebie, zostałabym rajdowcem. Uwielbiam testować auta. Robię to od małego! Zdecydowanie wolę samochody od gotowania.


Dziękujemy za rozmowę.

Śledźcie nas na bieżąco na LinkedInie

tutaj znajdziecie najświeższe relacje:

Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie plików cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Pliki cookies wykorzystywane są w celach statystycznych, funkcjonalnych oraz reklamowych. Możesz samodzielnie zarządzać ustawieniami cookies w swojej przeglądarce. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce prywatności. We are committed to protecting your privacy and ensuring your data is handled in compliance with the General Data Protection Regulation (GDPR).