Raz w tygodniu wyjeżdżałam do aptek z listą produktów spisaną na kartce. Uczyłam się farmacji – wspomina jedna z pierwszych menedżerek w Medicare.
Hurtownia farmaceutyczna Medicare powstała trzy dekady temu. Na pomysł jej założenia wpadł Dariusz Kucowicz, dziś prezes MEDI&MORE i całej Grupy Farmaceutycznej Investcare, która wyrosła z pierwszej spółki (tutaj znajduje się cała historia Grupy).
Od początku firma miała charakter rodzinny. W budowaniu jej podstaw, w nawiązywaniu relacji z właścicielami prywatnych aptek, pomagali rodzice założyciela – państwo Krystyna i Edward Kucowiczowie.
Z okazji trzech dekad działalności Medicare przygotowaliśmy cykl pt. „Historie na 30-lecie”. Dziś zapraszamy do lektury wspomnień Krystyny Kucowicz:
– Przyznaję: na początku nie byłam zachwycona pomysłem syna. Kiedy 30 lat temu usłyszałam od Darka, który wrócił z USA, że chce założyć hurtownię farmaceutyczną, pomyślałam: przecież nie po to studiował, aby lekarstwa rozwozić.
Darek był nawet na stażu w kopalni, skończył przecież AGH. Do czego mu ta farmacja potrzebna – zastanawiałam się. Ponieważ jednak mieliśmy w rodzinie farmaceutkę, a czas był wtedy taki, że powstawały prywatne biznesy, ostatecznie syn założył hurtownię farmaceutyczną. Najpierw, krótko, działała w Jaworznie. Potem w wynajętym od znajomego domu w Katowicach, aby ostatecznie przenieść się do własnej siedziby w Mysłowicach.
Firma rozwijała się szybko. Któregoś dnia syn przyszedł i powiedział, że potrzebuje mojego wsparcia. Zdziwiłam się bardzo: a co ja miałabym robić? W moim wieku, z moim doświadczeniem, wykształceniem – jak mogłabym się odnaleźć na rynku aptek? Nigdy nikogo o nic nie prosiłam. Syn nalegał, więc zgodziłam się.
Nie ukrywam, że na początku miałam dystans do tej pracy. Jestem chemikiem, musiałam się nauczyć farmacji i to w zaawansowanym wieku. Jedno wtedy było jednak pewne: jeśli coś było reklamowane w telewizji, na drugi dzień apteki chciały mieć to u siebie.
Jakie miałam zadanie? Budowałam sieć odbiorców. Raz w tygodniu, w poniedziałki, wyjeżdżałam z listą produktów spisaną na kartce. Najpierw objeżdżałam okolice Żywca, a potem coraz dalej. Uczyłam się farmacji, wszyscy się wtedy jej uczyliśmy.
Ta praca, kontakty z ludźmi, zaczęły mnie wciągać. Właścicielki aptek były w moim wieku, przyjmowały mnie z zaufaniem. Nie obiecywałam nigdy tego, czego wiedziałam, że nie dotrzymam. I tak z wieloma klientami zaprzyjaźniliśmy się. Nie chodziło tylko o interesy, my po prostu mogliśmy na siebie liczyć. Wiele z tych przyjaźni trwa do dziś. Co nas łączyło? Uczciwość w stosunku do siebie: nie liczy się w towarzystwie ten, kto nie przestrzega zasad.
Byliśmy jak rodzina. Wspieraliśmy właścicieli aptek w różnych sytuacjach, nie tylko biznesowych, ale i prywatnych, jeśli tylko taka była potrzeba. Zawsze przyzwoitość i uczciwość była dla nas najważniejsza – i w życiu, i w biznesie.
Zawsze też dbaliśmy o naszych kierowców, którzy dostarczali towar do aptek. Miło było słyszeć, że są tacy kulturalni, schludni, pomocni. Przecież to oni, mając codzienny kontakt z farmaceutkami, byli i są wizytówką hurtowni.
Czy jestem zadowolona z tego, co udało się zbudować przez te 30 lat? Syn zawsze dbał o załogę i z tego jestem naprawdę duma. Wierzę, że dobro rodzi dobro.